Umysł ma moc. Niesamowicie wpływa na nasze ciało. Myśli i emocje jakie przeżywamy, po prostu widać i czuć w ciele.
Nie bez powodu mówi się o chorobach psychosomatycznych czyli takich, w których czynniki psychiczne wpływają na stan zdrowia organizmu. Psychosomatyka to połączenie dwóch słów z języka greckiego: psyche i soma, co dosłownie oznacza: dusza i ciało. Psyche to wszystko, co duchowe i nienamacalne, soma to coś rzeczywistego, fizycznego.
Do najczęściej zaliczanych dolegliwości/chorób psychosomatycznych zalicza się m.in problemy z układem trawiennym (np. wzdęcia, zaparcia, zespół jelita drażliwego), bóle kręgosłupa, wszelkiego rodzaju tiki, bóle głowy, wypadanie włosów, problemy z cerą i paznokciami, wszelkiego rodzaju blokady w ciele, reumatoidalne zapalenie stawów, atopowe zapalenie skóry i inne.
Niestety medycyna konwencjonalna w przypadku takich problemów skupia się jedynie na ich objawach, a nie przyczynach.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ chciałabym zwrócić szczególną uwagę na to, jak ważny jest stan naszego umysłu. Jak nasze myśli i odczuwane emocje wpływają na nasze ciało.
Od kiedy pamiętam wychodziłam założenia, że nie można oddzielić duszy od ciała, a książka “Żyj z radością” jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym przekonaniu.
Pozycja ta, napisana jest przez buddyjskiego nauczyciela Yongey’a Mingyjur Rinpoche, który łącząc zasady buddyzmu tybetańskiego, neuronauki i fizyki kwantowej, wyjaśnia jak działa ludzki umysł oraz odkrywa przed czytelnikami tajemnice medytacji.
Chwilę przed zakupem tej książki, wróciłam do medytacji, którą uprawiałam już wcześniej. Niestety zwiedziona podszeptami ego, stwierdziłam, że już jej nie potrzebuję. Dziś wiem, że to był błąd, jednak wtedy uważałam, że robię dobrze. Nieświadomie poddałam się ego.
Kiedyś usłyszałam stwierdzenie, że medytacji potrzebujemy najbardziej wtedy, kiedy wydaje nam się, że wcale nie jest nam ona potrzebna lub gdy uważamy, że nie mamy na nią czasu. Dziś totalnie się z tym zgadzam.
Efekty medytacji można podzielić na te natychmiastowe – związane z wpływem świadomego, powolnego i głębokiego (przeponowego) oddechu na układ nerwowy. Spowolnianie i uspokojenie oddechu daje naszej głowie sygnał, że wszystko jest w porządku.
Jeśli medytację praktykuje się w sposób regularny, przez dłuższy czas przychodzą efekty, o których Yongey Mingyur pisze w swojej książce.
Jedno z badań przytoczonych w książce , dało mi do myślenia. Okazało się, że osoby praktykujące medytację regularnie w zdecydowany sposób poprawiają swój układ odpornościowy. Podobne zdanie na temat regularnej praktyki medytacji ma Eckhart Tolle. Uważa on, że medytacja wzmacnia także odporność psychiczną. W swojej książce “Potęga teraźniejszości” pisze, że “większość chorób wkrada się, gdy jesteś nieobecny w ciele. Pod nieobecność gospodarza w domu zagnieżdżają się różne szemrane typy. Kiedy mieszkasz w swoim ciele, nieproszonym gościom trudno jest dostać się do niego”.
Wiemy już, że medytacja: wycisza, uspakaja umysł i ciało, wzmacnia odporność organizmu. Pomaga się zdystansować, spojrzeć z boku na swoje myśli i uczucia, popatrzeć na nie z boku, jak życzliwy obserwator. Do tego nic nie koszuje.
Rozumiem, że łatwiej jest wziąć tabletkę, zarówno na głowę jak i bolące ciało. Jednak dlaczego tak trudno jest poczuć i zrozumieć, że proste rzeczy są dla nas najlepsze? Wielokrotnie sami sobie komplikujemy i utrudniamy życie, bojąc się zaufać temu, co już jest wewnątrz nas, jednak głęboko ukryte.
Wierzę, że człowiek z natury ma w sobie spokój i przestrzeń. Musi tylko na powrót to odnaleźć.
Oddech jest życiem. Życie jest oddechem.
Dbajcie o siebie i oddychajcie świadomie.