Zaczęłam pisać ten tekst o siódmej rano, gdzieś w Austrii na parkingu, po nocy spędzonej w samochodzie, jadąc na wakacje bez dziecka.
Od kiedy w naszym życiu jest Jasio, bardzo rzadko mamy okazję wyjechać sami. Bardzo doceniam ten czas i staram się czerpać z niego jak najwięcej. Tak jak pisałam w tekście „Aktywną mamą być”, z Jasiem do pewnego czasu podróżowało się bardzo ciężko, a każdy wyjazd łączył się z ogromnym stresem dla nas wszystkich. Wracaliśmy zmęczeni, sfrustrowani, nierzadko pokłóceni. Przestaliśmy jeździć „rodzinnie”, dając sobie i Jasiowi czas. Było to bardzo trudne, ale uważam, że to najlepsze co mogliśmy wtedy zrobić – odpuścić, przeczekać.
Teraz jesteśmy sami, we dwójkę, jak kiedyś. Mimo tego, myślę o Jasiu bardzo często. Oczami wyobraźni widzę jak w biegu poznaje kemping, jak zaraża wszystkich wokół swoją spontaniczną radością, cieszy się dosłownie ze wszystkiego. Wiem, że Jasiek jest w dobrych rękach. Nie mam problemu by zostawić go z ukochaną babcią Grażynką i dziadkiem „Stasiem” Markiem. Mimo, iż nieczęsto to się dzieje – może dwa razy do roku (moi rodzice mieszkają od nas 250 km) -Jasio bardzo chętnie z nimi zostaje. Zresztą, jak zawoziliśmy go teraz do dziadków, to na pożegnanie powiedział nam :”No, to pa! Jedzcie już!”.
Wakacje z dzieckiem czy bez? Uważam, że nie można tego porównać. Teraz jesteśmy sami, a kolejny wyjazd będzie z synkiem. Uważam, że każda para, która ma dziecko lub dzieci, potrzebuje czasu tylko dla siebie i nie widzę nic w tym niczego złego. Oczywiście nie myślę tu o ciągłym podrzucaniu komuś dziecka, bo w końcu nie po to się je ma, by ktoś je za nas wychowywał. Myślę o tym, by dać sobie prawo do odpoczynku i do korzystania z pomocy bliskich. Przez długi czas broniłam się przed tym, co niestety odwróciło się przeciwko mnie. Kiedy moja mama proponowała, że przyjedzie pomóc przy Jasiu, ja odpowiadałam: nie, dam sobie radę. Przecież JA SOBIE DAM RADĘ SAMA! Chciałam to udowodnić przede wszystkim samej sobie. Po co? Nie mam pojęcia. Dziś trochę pokorniejsza i (mam nadzieję) mądrzejsza przyjmuję pomoc mamy, czy cioci Jasia, która sama proponuje, że odbierze go z przedszkola, bo chciałaby z nim trochę pobyć.
Czy zawsze chętne korzystałam z pomocy oferowanej przez moją Mamę/Babcię Jasia? Nie. Wsparcie i pomoc to była dla mnie słabość, oznaka tego, że jednak sobie nie radzę, że nie sprawdzam się w roli matki, że nie ogarniam…
I właśnie dlatego piszę ten tekst. Wiem, że dużo młodych mam uparcie nie chce wsparcia, pomocy, nie proszą o nią mimo tego, iż jest im trudno, a mają bliskich którzy chętnie by pomogli. Rozumiem to doskonale, bo miałam dokładnie tak samo. Jednak w końcu dałam sobie prawo do odpoczynku, do pomocy, do chwili w samotności, lub czasu tylko z mężem.
Uwierzcie mi, nie będziecie wyrodnymi matkami/ojcami/rodzicami jeśli przez jakiś czas Waszą pociechą zajmie się ktoś bliski. Uważam, że jest to zdrowe i potrzebne. Chociaż by po to by nabrać dystansu do codzienności, przypomnieć sobie dlaczego wybraliśmy tego właśnie człowieka na naszego partnera.
Poza tym wnuki potrzebują dziadków, a dziadkowie w większości przypadków – cieszą się wnukami i z wnuków – nie zabierajmy im tego. Swego czasu moje ego chciało mieć wszystko pod kontrolą, ale kiedy odpuściłam – jestem szczęśliwsza! Teraz uważam, że wsparcie bliskich i przyjaciół – oraz korzystanie z niego – jest oznaką siły i niezwykłej wartości. Do tego dochodzi jeszcze kwestia łączenia pokoleń i podtrzymywania relacji.
Mam świadomość, że nie wszystkie dzieci mają dziadków, z którymi mogą zostać. Czasem dziadkowie nie chcą (i to też jest ok, mają przecież swoje życie), nie mają siły, zdrowia, czasu, a czasem samo dziecko nie chce zostać z nikim innym niż rodzice. Ale są jeszcze ciocie. Są też nianie lub opiekunki. Zawsze jest jakieś wyjście. Uważam, że najtrudniej jest przełamać się w sobie. Dać sobie prawo do pomocy. Kiedy jeszcze Jasio nie chodził do przedszkola, znalazłam dla niego cudowną nianio-babcię. Pani Jola przychodziła do Jasia na kilka godzin w tygodniu, wspaniale się nim zajmując, oddając mu się w stu procentach. Mimo, iż pani Jola nie opiekuje się już Jasiem, w mojej głowie cały czas słyszę jej słowa, kiedy wychodzili razem na długie spacery: „Jasio, idziemy poznawać świat”.
Na zakończenie, z całego serca pragnę podziękować mojej Mamie i Tacie – że chcę, że mają siłę, by zabrać swojego wnuka na wakacje lub ferie. Z takim chłopcem jak nasz synek, to nie lada wyzwanie – wierzcie mi ;-). Jestem wdzięczna też sobie, że dałam sobie na to przestrzeń, a dziadkom – szanse ;-). Sprawdzają się genialnie. Jasio jest z nimi szczęśliwy, z kolei ja – już bez wyrzutów sumienia – spokojna, wiedząc że jest pod dobrą opieką.