Dokąd zmierza nasz świat…

Smutny nastał czas. Wszystko w środku płacze.

Jesteśmy zalewani falą śmieci, nienawiści i absurdów.

Długo myślałam, że jak na coś nie patrzę, to tego nie widzę. Jeśli czegoś nie widzę, to tego nie ma. Niestety, tak to nie działa.

Jestem optymistką, czasem chyba do przesady. Nie pozwalam sobie na smutek i złość, bo przecież “będzie dobrze”. Te dwa słowa powtarzam sobie klika raz, każdego dnia.

Czasem mam wrażenie, że żyję w swojej pięknej bajce, gdzie wszyscy są dobry, kochają się, i wspierają , każdemu życzą dobrze.

Trwający rok sprowadził mnie na ziemię. Otrzeźwił. Dość brutalnie. A ostatnie wydarzenia z zewnątrz dały porządnie w twarz, w środku – rozdarły serce. Gdzie ja żyję? Pytam. Dlaczego tak jest? Nie umiem udzielić odpowiedzi, co frustruje mnie jeszcze bardziej. Czuję niemoc, bezradność i lęk.

W jakim świecie będzie dorastał, a może już dorasta mój syn?

Ktoś by mógł powiedzieć: “chłopakom jest prościej….”. Stop. Przecież Jasiek ma i będzie miał kobiety w swoim życiu- mamę, babcie, koleżanki, przyjaciółki, partnerkę, żonę, może kiedyś córkę. Będzie je kochał, i z nimi przeżywał wszystko. Od małego uczę go jak kochać, jak się opiekować, czuć, widzieć i słyszeć. Robię wszystko, by był dobrym człowiekiem. Nawet jeśli będzie gejem. Ja – będę go kochać tak samo, świat w którym przyjdzie mu żyć – niekoniecznie.

Patrzę na niego jak beztrosko się bawi, jak zupełnie nie ma świadomości tego, co się dzieje wokół. Kiedy my dorośli chcemy pospać godzinę dłużej ze względu na zmianę czasu (a może marzy się nam by zapaść w sen zimowy, i obudzić się kiedy to wszystko się skończy?) Jasio wstaje normalnie, z uśmiechem na twarzy, pobawi się dziś godzinę dłużej – kolejny powód do radości.

Widzę jego radość, beztroskę i jest mi tak strasznie przykro, cholernie przykro, że nie mogę mu po prostu zapewnić szczęścia, szczęścia w moim wymarzonym świecie. 

Ile nam życie jeszcze zostało? To co robimy z planetą jest przerażające. Matka Natura umiera, a my razem z Nią. Mam wrażenie, że to wszystko co się dzieje bardzo powoli prowadzi do końca. Jaki świat fundujemy naszym dzieciom? Na co dzień nie można oddychać pełną piersią – bo dziś są maseczki, kiedy nie ma maseczek jest smog.

… i nawet nie ma komu w mordę dać. Nie mogę jechać do mamy, siostry, przyjaciółki, by pobyć w kobiecym, silnym i wspierającym gronie. Przytulić się do drugiej kobiety, razem ponarzekać, pośmiać się, lub choćby pomilczeć. Kurwa mać.

Czy mamy jeszcze szansę by przetrwać? Czy jest jeszcze szansa by było po prostu dobrze?